„Trzej Królowie wichry ciszą i krzyżyki na drzwiach piszą”.
Ostatnim dniem Godów (tak na Krajnie nazywano Święta Bożego Narodzenia) był 6 stycznia, czyli Święto Epifanii (objawienia), zwane także Świętem Trzech Króli. Jest to jedno z najstarszych świąt obchodzonych w kościele katolickim. Jego początków można doszukiwać się już w II w. n.e. w tradycji kościoła wschodniego przy czym, tam większy nacisk kładło się na inne wydarzenia związane z życiem Chrystusa, których wspomnienie także przypadało na tę datę. Chodzi mianowicie o chrzest w Jordanie i wesele w Kanie Galilejskiej. Do dziś cerkiew prawosławna obchodzi w tym dniu Jordan, a więc właśnie pamiątkę chrztu Jezusa, kiedy to zanurza się krzyże i poświęca wodę, a co odważniejsi wierni również zanurzają się w nurtach rzek, choćby trzeba było w tym celu wyrąbać przerębel.
Kościół zachodni u swego zarania łączył obchody Narodzin Pańskich z Epifanią. Dopiero w II połowie IV w. rozdzielono obie uroczystości wyznaczając dla Bożego Narodzenia datę 25 grudnia, co nie oznacza jeszcze, iż 6 stycznia wspominano Trzech Króli, choćby dlatego, że nie byli to królowie, nadto nie wiemy ilu ich było!
Ewangelia św. Mateusza wspomina o magach - mędrcach, wylicza także dary jakie złożyli czyli złoto, kadzidło i mirrę, ale nic nie mówi o liczbie przybyłych. Legendy chrześcijańskie wpłynęły na ukształtowanie się tradycji kościoła i tak około VIII w. z mędrców zrobili się władcy, a w połowie XIV w., dzięki Janowi z Hildeschaim i jego książce Historia Trzech Króli dowiedzieliśmy się, iż Melchior był królem Numibii i Arabii, Baltazar Persji, a Kacper miasta Tarszisz. Dodatkowo ostatniego z nich zaczęto przedstawiać jako czarnoskórego. Kult trzech władców był szczególnie silny w średniowieczu, a jego głównym ośrodkiem była Kolonia. W 1164 r. arcybiskup Rainald z Dassel przywiózł ich relikwie z podbitego przez cesarza Mediolanu. Jak święte szczątki znalazły się w Europie? Ot to fascynująca historia. W IV w. n.e. cesarzowa Helena odkryła je w Jerozolimie. Przewiozła swe cenne znalezisko do Konstantynopola, a stamtąd około połowy IV w., jako dar dla biskupa Eustorgiusza, trafiły do Mediolanu. Ktoś dociekliwy mógłby wyrazić wątpliwość: skąd szczątki magów wzięły się w ziemi świętej, skoro owi, po złożeniu darów, wrócili do siebie, czyli hen daleko na wschód? Cóż, odpowiedź w takich przypadkach jest jedna: cud! Ktokolwiek nie spoczywałby w przepięknym relikwiarzu kolońskim równie dobre, albo i lepsze cuda sprawił dla owego miasta. Odkąd umieszczono bowiem w tamtejszym kościele cenną zdobycz, miejsce to stało się jednym z głównych ośrodków pielgrzymkowych na mapie średniowiecznej Europy.
Napływ pobożnych wędrowców spowodował rozwój Kolonii i dał impuls do budowy jednej z najwspanialszych gotyckich katedr, wzniesionej jako wotum dla tych cennych relikwii. Jako, że Trzej Królowie, niejako w sposób naturalny, stali się patronami monarchów, na dworach władców dzień 6 stycznia obchodzony był w sposób szczególny. Podczas uroczystej mszy na ołtarzu w kościele święcono złote przedmioty, najczęściej łańcuszki. Zwieszone na szyi miały chronić przed chorobami gardła. Król składał szczególne wotum - po jednej z każdego rodzaju monety jaki wybito w danym roku, a podczas okazałej wieczornej uczty hojnie obdarowywał swoich dworzan. Jako, że przykład idzie z góry, wielcy panowie obdarowywali swoich dworaków i czeladź. Jeszcze na początku XX w. służbie domowej wręczano tego dnia podarunki w postaci odzieży, obuwia czy choćby sztuki płótna w zależności od zamożności gospodarzy.
W XVIII w. wzorem zachodniej Europy przyjął się w polskich dworkach i pałacach zwyczaj wybierania migdałowego króla. Kucharka przygotowywała specjalne ciasto, w którym ukryty był migdał, kto na niego trafił w swojej porcji, obwoływany był migdałowym królem. Zakładano mu na głowę papierową koronę, którą nosił dumnie cały dzień, co więcej, z funkcją tą wiązały się konkretne przywileje: jej posiadacz przewodził wszystkim zabawom w nadchodzącym karnawale, a planując przebieg imprezy należało się liczyć przede wszystkim z jego gustem i kaprysami, słowem roztańczony świat karnawałowych bali miał się danego roku kręcić wokół niego. Owo królewskie losowanie było ostatnim radosnym akcentem świętowania, gdyż następnego dnia rozbierano choinkę, rodzice powracali do swych zajęć, a młodzież wyjeżdżała z powrotem do szkół.
A jak obchodzono święto Trzech Króli w chłopskiej chacie? Przede wszystkim udawano się na mszę. Zwyczaj święcenia złota już w XIX w był w zaniku. Stracił na popularności na rzecz wprowadzonej w XVIII w. kredy. Po nabożeństwie ową kredą pisano na drzwiach domów C+M+B+. Uważano, iż są to inicjały biblijnych magów, jednak tłumaczono ów napis także jako skrót frazy: Christus Mansionem Benedicat (Chrystus błogosławi temu domowi). Miał to być sposób na zażegnanie zła. Wierzono, iż każde chrześcijańskie święto jest diabłu i jego pomocnikom (wszelkiej maści czarownikom i wiedźmom) tak obrzydliwe, że stają się oni na w tym czasie szczególnie niebezpieczni. Starano się więc ustrzec przed złem na najróżniejsze sposoby. Oprócz kredy święcono także kadzidło z jałowca, następnie zapalano je w domu i obchodzono z nim całe gospodarstwo by przepędzić zło. Moce piekielne były niemile widziane, za to kolędnicy to zupełnie inna historia. Choć w grupach kolędniczych pojawiały się takie złowrogie postaci jak śmierć, Herod czy diabeł, nikt ich nie przepędzał. Przeciwnie, oczekiwano ich przybycia jak najmilszych gości, przynosili bowiem ze sobą szczęście. Specjalnie dla nich gospodynie piekły szczodraki – rogaliki wręczane na koniec Szczodrych Godów (czyli świąt Bożego Narodzenia), a gospodarze starali się dołożyć jakiś grosz czy inny poczęstunek.
Grupy kolędnicze bywały bardzo różne. Od rozbudowanych Herodów, w których oprócz wymienionych już postaci mógł pojawić się też żołnierz, anioł, bocian czy koza, po skromne, trzyosobowe, których uczestnicy przebierali się za biblijnych magów, czasem zabierając ze sobą szopkę lub gwiazdę. Nie tylko kolędnicy mogli liczyć na podarki. Jako, że 6 stycznia był ostatnim dniem świętowania, po raz ostatni wręczano sobie drobne upominki. Dzieci dostawały przede wszystkim jabłka i orzechy, gdyż dzięki jabłkom miały mieć zdrowe rumieńce, a orzechy miały zapewnić zdrowe zęby. Starano się wykorzystać każdą uciekającą chwilę tego wyjątkowego dnia gdyż kolejny poranek przynosił już czas zwyczajny, a to oznaczało powrót do codziennego znoju. Wzorem naszych przodków korzystajmy z okazji do wspólnego świętowania, nawet drobna chwila radości da nam siłę do zmierzenia się codziennością.
Opracowała Anna Sergott
Literatura:
- Zygmunt Gloger; Rok polski w życiu, tradycji i pieśni; Warszawa 1900 r. (reprint z 2007 r.)
- Maja Łozińska; W ziemiańskim dworze, Warszawa 2011 r.
- Zofia Strawińska; Wieś pałucka Ostatkowska Struga, Toruń 1979 r.
- https://deon.pl/kosciol/kolonia-od-ponad-850-lat-relikwie-trzech-kroli,374092
- https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=245